Michalina Olszańska: Aktorski świat ma pazury i zęby

PAP Life: Czy "Aktorka" to powieść z kluczem?
Michalina Olszańska: To jest takie pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi, dlatego że właściwie każda z postaci jest oparta na wielu osobach, które poznałam. W Amadeuszu, czyli przyjacielu głównej bohaterki, jest pięciu kolegów, z którymi grałam. Tak naprawdę, te wszystkie postacie są bardzo mocno archetypiczne, miejscami stereotypowe. Ale to są takie stereotypy, które mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.
PAP Life: Główną bohaterką twojej powieści jest Rebeka Kier, wzięta aktorka. Jest, co prawda, starsza niż ty, nie ma partnera ani dzieci. Ale czytelnicy i tak się zastanawiają, ile cię z nią łączy. Co z siebie dałaś Rebece?
M.O.: Cała ta postać jest w zasadzie oparta na tym, co sama przeżyłam. Ale Rebeka nie jest mną. Lubię tłumaczyć to w ten sposób, że Rebeka jest taką postacią, w której stronę w pewnym momencie szłam.
I prawdopodobnie, gdybym nie podjęła takich, a innych decyzji życiowych, nie przestawiła sobie priorytetów, to za pięć, osiem lat byłabym bardzo zbliżona do Rebeki, z jej wszystkimi problemami. W pewnym sensie, postać Rebeki jest trochę moim rozliczeniem z pewną wersją mnie, która w końcu nie zaistniała w rzeczywistości.
PAP Life: Rebece aktorstwo sprawia ogromną satysfakcję, ale też dużo zabiera. Normalne życie w zestawieniu z emocjami, które pojawiają się na planie, wydaje się jej nieatrakcyjne. Też miałaś podobne odczucia?
M.O.: Ten zawód wymaga pewnego poświęcenia się pod względem organizacyjnym. Jest dużo wyjazdów. I to nawet nie ma nic wspólnego z tym, czy się dobrze wykonuje swoją robotę, tylko po prostu to jest kwestia oddania się temu stylowi życia. W pewnym momencie bardzo w niego wpadłam. Kręciłam filmy w różnych krajach, jeździłam z planu na plan, żyłam w hotelach.
Wtedy właściwie nie musisz zajmować się przyziemnymi, codziennymi sprawami, ktoś za ciebie wszystko organizuje i to jest bardzo atrakcyjne, wręcz odurzające na swój sposób. Natomiast ja zawsze wiedziałam, że chcę mieć dzieci i to właściwie powstrzymało mnie przed totalnym zachłyśnięciem się i absolutnym popłynięciem na tej fali. Bo, niestety, możemy tutaj sobie czarować, ale kobieta ma pewien określony czas, żeby zostać matką i wtedy trzeba podzielić go pomiędzy dom i karierę.
Michalina Olszańska o łączeniu macierzyństwa z aktorstwemPAP Life: Kiedyś Nina Andrycz powiedziała, że rodzi role, a nie dzieci. Aktorki z jej pokolenia rzadko decydowały się na macierzyństwo, ale dzisiaj jest wręcz odwrotnie. Większość aktorek, także hollywoodzkich gwiazd, ma dzieci, więc chyba to się da pogodzić.
M.O.: Tak, ale też nie wiemy, jak wyglądają kulisy tego wszystkiego. Na ile te wielkie gwiazdy Hollywood są w stanie, tak naprawdę, zajmować się swoimi dziećmi, a na ile pomaga im sztab nianiek. Ostatnio często zastanawiam się, czy taka narracja, że kobieta może robić wszystko i być kim chce, nie poszła w przesadę.
Bo prawda jest taka, że, niestety, wszystkiego naraz się robić nie da. I jeżeli chcę być obecną mamą, to siłą rzeczy w tym czasie nie będzie mnie w pracy. A jak pojadę do pracy, to niestety tego czasu nie spędzę z dziećmi. Więc to jest takie słodko-gorzkie.
Urodziłam synka w listopadzie, już w marcu mogłam wrócić na plan. To była bardzo kusząca propozycja, świetna rola, miałam obiecane wsparcie ze strony produkcji. Przyznaję, że moje serce było rozdarte, zastanawiałam się, ale ostatecznie zrezygnowałam. Bo nawet przy największej pomocy wszystkich ludzi wokół i przy największej wyrozumiałości, z czym, koniec końców, różnie bywa, to jednak jest bardzo ciężkie, żeby pracować z dzieckiem przy piersi.
Za każdym razem, kiedy sobie wyobraziłam tego malca na planie w przyczepie wczesną wiosną, to było oczywiste, że jednak nie. Ta książka też trochę jest o tym, że wszystko można, tylko musi być ta świadomość różnych niebezpieczeństw. Wszystkiego, co się wiąże z tym zawodem.
Michalina Olszańska o intymności na planiePAP Life: Twoja bohaterka porównuje aktorstwo do emocjonalnej prostytucji. Mówi, że wychodzi się przed kamerę albo na scenę i za pieniądze obnaża swoje najbardziej intymne emocje. To już jest mocne. Ale czasem dochodzi też obnażanie się fizyczne, granie nago, w intymnych scenach. Coś na ten temat wiesz, bo byłaś nazywana "najbardziej gołą polską aktorką".
M.O.: Są aktorzy, którzy mówią, że role zostawiają na planie. Moim zdaniem to tak nie działa. Wpuszczanie w siebie roli, wychodzenie z niej to jest dość skomplikowany proces i nie jest tak, że można ją sobie odwiesić w garderobie i wrócić do swojego życia. Natomiast jeżeli chodzi o sam aspekt erotyczny, to według mnie jest go najłatwiej oddzielić.
Aktorzy i aktorki na co dzień obcują z ciałem. Tak się składa, że mam dość duże doświadczenie w scenach intymnych i uważam, że granie w nich wcale nie jest największym wyzwaniem. Naprawdę nie patrzy się na ciało partnera w sensie erotycznym.
PAP Life: Ale w tej sferze jest łatwo o przekroczenia. Dziś na planach są obecni koordynatorzy intymności, ale przed powstaniem ruchu #MeToo, plan filmowy był specyficznym miejscem, gdzie zdarzały się zachowania co najmniej kontrowersyjne. "Aktorkę" zaczynasz od sceny seksu na planie, a potem opisujesz nadużycia, które Rebeka przeżyła jako młoda aktorka. Masz takie doświadczenia?
M.O.: Obserwowałam je. Siedziałam dosyć intensywnie w tym świecie i tak naprawdę wszystko, co opisałam, miało miejsca, nie ma tam za bardzo fantazji. Starałam się opowiadać o tym z humorem, bo w przeciwnym razie byłoby to nie do zniesienia. Nasze środowisko zawodowe ma swoje ciemne strony. Ale myślę, że każde je ma, może tylko mniej się o tym mówi.
PAP Life: Jak sobie z tym radziłaś?
M.O.: Człowiek sobie radził, jak potrafił, natomiast nie bez powodu moja książka jest jednak fikcją, a nie autobiografią. Dlatego tutaj nie wchodziłabym tak do końca w moje doświadczenia. W jednym z wywiadów powiedziałam, że na planie w Rosji zachorowałam i podali mi taką ilość leków, że wysiadła mi wątroba. Potem w portalach plotkarskich pojawił się nagłówek, że Michalina Olszańska była wykorzystywana na planie w Rosji, bo się dobrze klika. Mogę tylko powiedzieć, że dzisiaj w pracy na pewno stosuję lepsze zasady BHP, jestem bardziej świadoma konsekwencji różnych sytuacji.
PAP Life: Dlaczego w ogóle napisałaś tę książkę?
M.O.: Poza tym, że jestem aktorką, jestem też osobą piszącą, bo takiego określenia wolę na razie używać. Pisanie jest moją pasją, hobby, które bardzo cenię i też cieszę się, że nie jest stricte moim zawodem. Dzięki temu nie mam presji, tylko po prostu piszę z radości tworzenia i chętnie się tym dzielę. Od jakiegoś czasu chodził mi po głowie pomysł, by opisać to, co się wydarza na planie. Bardzo często te sytuacje to są takie samograje. Nasze życie jest tak barwne, tak szalone, momentami tak śmieszne i zarazem tragiczne, że aż się prosiło, żeby po to sięgnąć.
Michalina Olszańska o byciu pisarkąPAP Life: "Aktorka" jest twoją czwartą książką. Pierwszą wydałaś jako siedemnastolatka i była to powieść fantasy "Dziecko gwiazd. Atlantyda".
M.O.: Napisałam ją, kiedy miałam 13 lat. W moim domu zawsze było sporo książek, dużo się czytało, to było coś naturalnego. Swoje pierwsze opowiadanie napisałam, kiedy nauczyłam się pisać. Stawiałam wtedy krzywe litery, robiłam sporo błędów ortograficznych. Zawsze byłam osobą introwertyczną, trochę na uboczu. Może pisanie jest dla mnie formą eskapizmu, trochę wentylu? W każdym razie, jest mi bardzo potrzebne do życia, zwłaszcza wtedy, kiedy nie jestem na planie. Chociaż akurat "Aktorkę" pisałam na planie "Kuleja".
PAP Life: Może w pisaniu kuszący jest element sprawczości? Pisząc książkę, masz pełną kontrolę nad całym procesem. Natomiast na planie filmowym, jesteś częścią machiny produkcyjnej
M.O.: Myślę, że na pewno poczucie wolności jest w pisaniu bardzo duże. Z drugiej strony, aktorstwo jest okazją do robienia czegoś w zespole, co też jest bardzo fajne. Dla mnie jest to ważne, bo na co dzień jestem raczej odludkiem.
PAP Life: "Aktorkę" opublikowało wydawnictwo, z którym związany jest twój partner życiowy, Tomasz Zysk. Był pierwszą osobą, która ją przeczytała?
M.O.: Był jednym z pierwszych.
PAP Life: Zaskoczyło go to, co przeczytał?
M.O.: To jest bardzo profesjonalny wydawca, już dużo rzeczy widział. Nie chciałabym wchodzić za bardzo w swoją sferę prywatną. Wiele z tych opowieści, które przelałam na papier, znał wcześniej ode mnie, więc wiedział trochę, jak ten świat wygląda. Myślę, że nie był to dla niego aż taki wielki szok.
PAP Life: A jak na "Aktorkę" zareagowali twoi znajomi z branży?
M.O.: Generalnie, spotkałam się z ciepłym odbiorem. Zaciekawiła mnie natomiast reakcja ludzi spoza branży. Pojawiły się opinie, że to jest brutalne, mocne, że mroki świata aktorskiego... W moim przekonaniu, opisuję ten mój świat, który jest momentami okrutny, niebezpieczny, ale jest jak taki tygrys, którego kocham, podziwiam.
Wiem, że on ma pazury i zęby, ale mimo wszystko jest to coś, co uwielbiam i czuję się w tym świecie jak ryba w wodzie. Natomiast przez tę książkę chciałam powiedzieć, że jeśli chcemy być treserem tygrysów, to musimy mieć świadomość, że tygrys może ci w każdym momencie odgryźć głowę. Dlatego wchodząc do tego zawodu, trzeba być ostrożnym.
PAP Life: Uprawiasz aktorstwo już ponad dziesięć lat. Miałaś momenty znużenia czy wypalenia zawodowego?
M.O.: Były okresy, kiedy czułam się wymęczona fizycznie i psychicznie, ale zawsze wtedy robiłam sobie przerwę, taki detoks. Moim zdaniem to jest niezbędne. Oczywiście, kiedy jest się młodym aktorem i przychodzą propozycje, to jest się szczęśliwym. Ale można się troszkę skrzywdzić, tak jak sportowiec nadwyrężyć.
Dziś jestem świadoma, że mogę być zmęczona, mogą pojawiać się różne emocje. Pierwszą dłuższą przerwę zrobiłam sobie świadomie, następne były związane z ciążami i narodzinami dziećmi. Po intensywnym czasie na planie wracam do domu i na sto procent poświęcam uwagę rodzinie. To jest dla mnie bardzo ważne, żeby się zakotwiczyć w prawdziwym życiu.
PAP Life: Wielu aktorów mówi, że nie chciałoby, żeby ich dzieci zostały aktorkami, aktorami.
M.O.: Moi rodzice też mi tego nie życzyli. Natomiast ja moim dzieciom absolutnie nie będę tego odradzała. Oczywiście wiadomo, że w aktorstwie bardzo dużo zależy od szczęścia, pewnie najmniej od talentu, ale jeżeli już się w jakiś sposób uda i pracuje się w tym zawodzie, to jest piękne, ciekawe, kolorowe życie.
PAP Life: Przez wiele lat chodziłaś do szkół muzycznej, grałaś na skrzypcach, występowałaś nawet w filharmonii jako solistka. Dlaczego zrezygnowałaś z kariery muzycznej i postawiłaś na aktorstwo?
M.O.: Zawód muzyka to ciężka, mozolna praca, jeszcze trudniejsza niż aktorstwo. Mogłam pójść na Akademię Muzyczną, ale chciałam spróbować innej dziedziny twórczości. Złożyłam papiery na Akademię Teatralną i szybko przekonałam się, że to jest bingo.
Wbrew pozorom uważam, że aktorstwo to jest najbardziej introwertyczny zawód na świecie, można się chować za bohaterem, przeżyć bezkarnie nawet nie tyle konkretne sytuacje, ale emocje, które się z tym wiążą, których wręcz nie wolno nam pokazywać w normalnym życiu. Jest to bardzo wyzwalające.
PAP Life: Rebeka szuka pomocy u psychoterapeuty. Czy uważasz, że aktorzy powinni niemal obowiązkowo chodzić na psychoterapię?
M.O.: Myślę, że psychoterapia jeszcze nikomu chyba nie zaszkodziła. Jest to fajna forma dbania o siebie, nawet jeżeli nie ma się jakichś wielkich problemów. Natomiast w przypadku aktorów, zwłaszcza tych, którzy grają bardzo emocjonalne role, dużo pracują, jest to wręcz wskazane. Sama też korzystałam z terapii.
Prawdę mówiąc, szukam teraz w pamięci ludzi ze swojego najbliższego otoczenia, którzy nigdy nie byli na terapii i nie mogę znaleźć. Przestało być to napiętnowane, stało się formą self-care i bardzo jestem za tym. Bo przecież staramy się dbać o swoje ciała, a psychika bardzo często jest traktowana po macoszemu, bo jej nie widać i nie boli. A boli często.
PAP Life: Wiesz już, kiedy wrócisz do grania?
M.O.: Plany są, moje bobo zaczęło jeść nie tylko pierś, więc powoli zbliża się moment, że przestaję być mu niezbędna do przetrwania. Na razie pojawiam się w gościnnych rolach, jeden, dwa dni zdjęciowe. Taki rozbieg jest potrzebny. Toczą się też jakieś rozmowy dotyczące większej roli, ale na razie, oczywiście, nie mogę nic zdradzić. Tęsknię za graniem, ale również cieszę się, że mogłam sobie pozwolić, żeby po prostu być mamą na dwieście procent. Bo role wcześniej czy później przyjdą, ale ten czas z dzieckiem już nie wróci.
Rozmawiała Iza Komendołowicz
Michalina Olszańska - aktorka filmowa i autorka książek. Ma 33 lata. Ukończyła warszawską Akademię Teatralną. Rozgłos przyniosła jej rola w "Córkach dancingu" Agnieszki Smoczyńskiej, a główna kreacja w czeskiej produkcji "Ja, Olga Hepnarova" - międzynarodowe uznanie. Ostatnio wcieliła się w rolę Heleny Kulej w filmie "Kulej. Dwie strony medalu", za którą otrzymała nominację do Orła. Jest córka Agnieszki Fatygi, aktorki teatralnej i piosenkarki oraz Wojciecha Olszańskiego, aktora i aktywisty. Ma dwoje dzieci: córkę z pierwszego małżeństwa oraz syna z aktualnym partnerem, wydawcą książek Tomaszem Zyskiem. Właśnie ukazała się jej czwarta powieść "Aktorka".
well.pl